2002-07-08 Turbacz, Polica Trasa Dystans 105km (35km asfalt) Uczestnicy |
Technika ![]() Widoki ![]() |
"SUPERCLASSICO w 3 odsłonach" Ten projekcik pojawił się w mojej głowie jakieś 6 miesięcy temu podczas jednego z tych żałosnych zimowych dni. zastanawiałem się czy jest możliwe połączyć gore-Mekkę Turbacz z największym killerem pośród górek Policą (wiem ze na sam dźwięk tej nazwy większości drżą łydki). W końcu w sobotę zdecydowałem się podjąć próby numer 1 (a założyłem sobie ze dam se 3 szanse, przynajmniej dwie w tym roku), głownie żeby zobaczyć ile mi brakuje do pokonania tej trasy i czy w ogóle jest to możliwe (czas!). Pogoda już na dzień dobry zdawała się zaprzeczać moim nadziejom, a dodatkowo niezbyt wiele spałem po imprezce.. EPIZOD 1 * sjesta * Pierwsza cześć to 30km na Turbaczu. Pogoda zaczyna swój wielki show, najpierw strugi deszczu, za 10minut zaś palące słoneczko. Nie mam jednak czasu na stanie pod drzewami (to taki niewinny przytyk do niektórych hehe), wiec mykam podjazdy, kilometr po kilometrze. Na szczycie jestem zgodnie z planem i o 13:00 zaczynam zjazd na Obidowa. Ten odcinek mykam w czystym klasycznym stylu, praktycznie 98% podjeżdżając! (to był mój główny motyw - pojechać traske, a nie prowadzić bike) EPIZOD 2 * szlak mnie trafi czy ja trafie na niego? * Teraz wjeżdżam na tereny podhala (Pasmo Podhalańskie). Znów zaczyna się pulp fiction z pogoda. Najpierw się ściemnia na granatowo, potem ściana wiatru w twarz i w końcu spada na mnie kolejna zlewka deszczu. Widoki na Tatry są jednak mocarne i żeby było śmiesznie, podczas gdy deszczyk stara się mnie zmyć z traski to w tatrach świeci słonce! Coraz mniej interesują mnie szlaki, właściwie dosyć szybko je gubię i zaczynam jazdę ślicznymi łysymi pasmami na azymut. Na horyzoncie widać już wszak Police (oj, jak daleko!), a ja patrząc po mapie wyszukuje w dolinkach jakiś kościołów co pomaga mi mniej więcej ustalić czy dobrze jadę. No i zaczyna się małe halo. Nie mając wody zacząłem się martwic o jakiś sklepik, ale jak się potem okaże przez 2h będą to jałowe poszukiwania. W końcu się jednak gubię i decyduje się zjechać na asfalt żeby się doinformować u jakiegoś autochtona "co i gdzie". Zaraz robi się tez słonecznie. Pomykam znów szlakami ale natrafiam na tak zapuszczony szlak, ze jazda nim staje się po prostu beznadziejna. Chaszcze, krzaczory po piersi, zero ścieżek. Dzicz. Gubię się. Decyduje się zjechać wiec do jakiejś wioski strumykiem. (ole! Przynajmniej był krystaliczny, wiec zmyły się nieco kilotony błota z mojego roweru). EPIZOD 3 * brama do piekła * Dokręcam 10km asfaltem żeby nadrobić straty. Melduje się u podnóża Policy o godz. 18:30 , czyli 1.5h spóźnienia. mocno zamęczony. Chwila zawahania, ale decyduje się jednak pchać sprzęt do góry. Polica jak to Polica to po prostu mordownia. Piękna okolica szybko przestaje być piękna bo zaczyna się "droga do piekla". Pchanie po pionowych ścieżkach, gęsto zasianych kamieniami (cóż wiedziałem ze tak to będzie wyglądać..) zakończy się dopiero tuz przed 20:00. Walka na całego bo czas się kurczy, siły już prawie odjechały... lecą tylko siarczyste qrwy JEST POLICA!! Mam ja!! Nawet w to nie wierze. Cały wydymany zaczynam zjazd (w końcu te ścieżki to dywan z kamieni, a ja ledwo trzymam kierownice w rękach po 85km). Dojeżdżam do Hali Krupowej. Tu wydarza się cud natury. Z jednej strony podwójna tęcza na tle Tatr (genialne!), obok w oddali ginie Turbacz, odwracam czaszkę i po drugiej stronie agresywnie złote niebo, gdzieś dalej widać lokalny opadzisk deszczu. Nawet błoto staje się złote... Ok., mogę tu umrzeć :) Zjeżdżam w jakimś amoku na sam dół. i o 21:30 jestem w Makowie. Siedzę na dworcu, jacyś górale ciągną nieźle solówki w swoim stylu na cale gardło, dzień. powoli gaśnie pięknymi kolorami......... epic ride!! KONIEC 105km (ponad 70km w terenie-to mój personalny rekord!) ponad 8h jazdy (średnia 11.5km/h) 2100m przewyższenia i wraz z trasa na Capanne jest to najtrudniejsza trasa w życiu Bóg jest chyba montanbajkerem bo nie wiem jak to możliwe ze sprzęcik mi wytrzymał na tej rzeźni, nie miałem nawet zapasowej dętki (!), wiec wyglądało to z mojej strony jak rebeliancki atak (bez specjalnych nadziei). Starły mi się oczywiście klocki, ale założyłem nowki przed dh z Policy (w tym miejscu dziękuję Darii za ten prezent! ). Żałuję trochę ze nie wziąłem aparatu, ale pewnie gdybym go zabrał to tej traski bym nie ukończył z powodu braku czasu. Cóż, posterow nie będzie :P 3 litry pepsi, jedna czekolada, jeden placek, żadnych dopalaczy............... no to kto następny? |