2008 czerwiec Uczestnicy
|
![]() |
Kręte i najeżone problemami drogi rowerzysty Relacja z mojego (jak juz po kilku dniach mozna bylo zobaczyc:-) zwariowanego wyjazdu rowerowego. w poniedzialek z ok 10h opoznieniem wyruszylem do terchowej, dotarlem o 12 w nocy, zameldowalem sie w hoteliku u wylotu doliny. rano pobudka, watpliwe czeskie sniadanie i uderzam w strone gory, ktorej nazwy nigdy sie nie naucze ale cos ala maly rozstucec (dalej zwany malym sztuccem). na przekor namowom Juniora uderzam zielonym szlakiem oceniajac, ze jest on najlatwiejsza opcja dostania sie na ten sztuciec. rano bloto i mokro, ale pogada szybko sie poprawia. poczatek szlaku turystyczny i malo problemowy, plasko i latwo. za zabudowaniami charakter zdecydowania sie zmienia, waska stroma sciezka, coraz stromsza, coraz wiecej kamieni, serpentyn, wszystko mokre i podchwytliwe. tak ide sobie do ok 1100m gdzie pojawia sie pierwsza naprawde mocna miejscowka (jak sie pozniej okazuje w tym dniu nieprzejezdna - mokro, brak rozjezdzenia, zbyt duze ryzyko jak na samotnego jezdzca. jednak nawet w sprzyjajacych warunkach bedzie tam ciezko). nastepne 100m jeszcze jako tako, ale pozniej ze wzgledu na teren i galezie/drzewa - chwilowy brak przejezdnosci (choc gdyby szlak byl uprzatniety, to moze takie swiry jak Rafal by tam cos powalczyly :-) no i teraz to co Seba i Juniora pewnie najbardziej interesuje - czy da sie zjechac gore z lancuchami. powiem tak, wydaje mi sie, ze nikt z nas w terenie czegos takiego jeszcze nie jezdzil ale nie wyglada to abstrakcyjnie - na pewno mega kapcie, zbroja, super warunki (teraz bylo jeszcze wilgotno). wydaje sie, ze jest przy lancuchach jedna linia, a dodatkowo moznaby skorzystac z hakow i sprobowac dla bezpieczenstwa sie zaasekurowac. mijesce jest najezone skalami ale na dole dobrze zabezpieczone (to informacja cenna dla Rafala, ktoryby pewnie przejechal wszystko wierzchem :-) o 12 juz bylem na dole i wyruszylem w strona lago di garda. dotarlem wieczorem. kolejnego dnia rano uderzylem do vesio w strone dalco. zlozylem rower, przejechalem 2km i kapec na tyle na intensie na podjezdzie. chce zmienic detke, a tu pompka przestala dzialac. po 30minutach pompowania udalo sie. po 2km kapec - pompka juz zupelnie odmawia posluszenstwa, jechac na dalco bez zapasu bez sensu. 3km z buta w dol. na szczescie jakis nowo otwarty warsztacik. rozbieramy kolo - sprawdzam po raz trzeci czy nic nie siedzi w oponie - czysta. detki przebite w dwoch roznych miejscach w tym jedna zupelnie z boku! kupuje dwie detki i troche juz wymeczony wracam do walki. po 1h jestem w miejscu gdzie zlapalem drugiego kapcia i... pierwsze zakrety bardzo strome i sliskie, bo caly czas pada deszcz. tylko w dolomitach ciasne serpentyny, kamienie, zwirowiska, glazowiska i stromizna tak bez problemowo wystepuja jednoczesnie. niby trudnosci znaczne, ale to tylko rozgrzewka. najniebezpieczniejsze miejsce i jedno z trudniejszych to wawoz (z ktorym kiedys slabo szla nam walka z Sebastianem), konczacy sie z jednej strony przepascia, i przy ktorym trzeba skrecic o 90stopni, pozniej zaraz stroma rynna i chwile oddechu - nie przejezdzam czysto, bo w obecnej sytuacji wybieram troche za ciasna linie, ale generalnie zaliczone, pozniej miejsce gdzie pasuje - trawers po wyrzucajacych skalkach, ociekajacych woda - na sucho na pewno tak. pozniej mniej spektakularnie, ale co po chwile 6*, ekspozycja, podchwytliwe i naprawde trudne miejsca - szkoda, ze nie jest sucho, bo byloby wiecej plynnosci w jezdzie i mniej ryzyka. widoki niepowtarzalne a deszcz daje niezly klimacik. naprawde wymeczony docieram do wawozu, sadzilem ze tu juz latwo, ale jeszcze kilka trudnych miejscowek z ktorych nawet 1-2 odpuszczam (na sucho mysle, ze do przejechania). Dalco to zjazd, ktory kazdy FRirajdowiec powinien zaliczyc... Wojtek |