2010-05-03 DH Czarna Góra Diverse DH Contest (edycja Pucharu Polski) Trasa Uczestnicy
|
Technika ![]() Widoki ![]() |
O zdobywcach Pucharu i strzegącym go okrutnym Karkonoszu, Jak powszechnie wiadomo, Sudetami niepodzielnie rządzi stary dziad Karkonosz, władca kapryśny i zawistny. Ze złośliwością godną lepszej sprawy traktuje on śmiałków, którzy od lat bezskutecznie walczą o względy jednej z jego córek, najurokliwszej ale i najdzikszej - smukłej Montenegro. Nie dość, że ona sama ochędożyć się nie skora, to jeszcze jej papa na dziarskich jeźdźców, co w zbrojach i na aluminiowych rumakach u jej stóp obóz rozbili, by kielichem, Pucharem Polski zwanym, ugasić pragnienie sławy, strugi wody i błota wszelakiego zesłał, a czynił to okrutnie, coraz większą miarkę odmierzając, niczym cysorz japoński na torturach. Miarka się jednakowoż przebrała i śmiałkowie owi, nawykli do wypijania piwa, nie przez nich przecie, ale że w owym Pucharze naważonego, to i protestować się nie godzi, rumaki w miękką, acz drapieżną gumę obuli i dalej używać sobie na spływającym ze ślicznej Montenegro makijażu. To jednak jej urodzie nie szkodziło, bo nie z silikonu i botoksu jej niebywały urok bierze swój rodowód, lecz na jędrnej skale liczne jej krągłości są ufundowane. Co bardziej przesądni a przed owymi skalistymi krągłościami respekt odczuwający po twarzach pobratymców się rozglądali, miarkując, że odnajdą na nich ścieg fastrygi, co cieniem przecina, azaliż to jakaś blizna, drogę obraną przez woja. I ja, dnia pierwszego, z ukrycia na swojego kompana spojrzałem i takem go zaklął, że rozum postradał, hamulce na stromiźnie puścił i szczupakiem z siodełka dał się wysadzić, aż jego kości zostały rzucone na łaskę i niełaskę medyków. Drugiego dnia znowu spojrzałem zawistnym okiem na tego, co go faworytem zwali, by miejsce podobne sobie obrawszy, podobnie rozum postradawszy, rzucił się na łeb na szyję w dół. Szczęściem od Boga, na obtłuczeniu piszczeli się skończyło, ale za to taką boleść powodującym, że faworyt łzami dzieciątka się oblał i od tej pory już tylko cierpiętnika odgrywał, a góra aż odetchnęła z ulgą, że zdobyczą dziecięcej krucjaty się nie stanie. I nastał trzeci dzień - dzień turnieju o Puchar, a Karkonosz jakby się wściekł. Kichał, prychał, farfocle z wszystkich dziur mu leciały. Istny underworld się zrobił, aże zamiast przyłbicy umyśliłem sobie akwalung założyć. Ale nic to przy falach ciepła, które napierać na mnie poczęły przy każdej próbie wertykalnego do punktu przyłożenia ciała postawienia. I przed oczami stanęły mi sceny z poprzedniego wieczora, gdy po wielokroć przymierzałem się do pucharu, złocistym trunkiem wypełnionego. To mnie pokarało za wszystkie czary mary i bloody mary. Sił brak, by powstać z martwych, a cóż dopiero z prochem i błotem się zmierzyć. Miast gwałt na dziewicy czynić, sam sobie gwałt zadawałem. Cud, że w ogóle się stoczyłem w jednym kawałku, ale zważywszy na tempo, bardziej mi już skamienienie groziło. Taki już ze mnie rolling stone - master z racji wieku, a nie zasług, a zasługi największego jebaki tego dnia położył Joda - wojownik nie z tej bajki, który zaliczył szybki numerek z Montenegro, jakby to pospolita dziewka była, na szczególną atencję nie zasługująca. Mecenas |