2010-10-03 Kraków Puchar Skrzata (zawody DH poniżej 14 lat) Trasa Uczestnicy
|
|
Jak skrzaty Władcę Węży wybierały Wiadomo wszem i wobec, że Trupi Las potrafi zmrozić krew w żyłach największym nawet śmiałkom. Wszak pierwsze kroki stawiał w nim Miś Polski – Sławek Łukasik i do dziś krąży legenda, że kiedyś nazbyt górnolotna myśl jego musiała zniżyć się do poziomu ściółki leśnej, tak że dobrą chwilę trwało zanim odnalazła zerwany wątek. Ta bajka jednak nie zgubi wątku, nie da się wyprowadzić na manowce. Niczym rowerek pewną ręką prowadzony po zdradliwych wężach (tak nazywa się trasa, na której próbowały sił dzielne skrzaty), dotrze szczęśliwie do mety. Ba, niektórzy jej bohaterowie (całkiem liczne grono) pójdą po bandzie, nic sobie nie robiąc z meandrów krętego singieltracka. Nie straszne im będzie piętrzenie intryg i akcji kulminowanie – miast ich w sytuacji tragicznej usidlić, pretekstem ku swobodnemu lotowi się stanie. A onych krasnali było szesnaścioro. W tej liczbie dwie smerfetki, dzielnie honoru płci pięknej broniące. Gdyby zsumować ich lata to nawet w kupie jedynie okamgnieniem by się okazały przy liczbie słoi starego dębu, pod którym się zgromadziły. A że wzrostu były nie większego niż grzyby, wilgocią mglistego poranka nasiąknięte, to się pogrupowały wedle starszeństwa w purchawki (do siedmiu wiosen liczące), maślaki (do dziesięciu maksymalnie rachujące) i kozaki (nie więcej niż trzynasty jubileusz świętujące), po czym tak długo się testowały, nie szczędząc siebie i sprzętu, aż się z trasą zawodów spasowały. I jakby na sygnał mgła, niczym zasłona miłosierdzia, opadła, w słońcu południa ukazując gnomy dojrzałe do grzybobrania. Rozpoczęły się regularne wyścigi z pomiarem czasu, fleszami i kibicami na trasie, big airem na finiszu oraz tronem dla Władcy Węży (bo takim tytułem obdarzano najszybszych na wężach skrzatów). Może i większość skrzatów nie zna się na zegarku, ale mimo to każdy pytał o wynik. Przebojem była 5-letnia Marta maRACH z teamu Wypiór-tonów, która zapytała, czy ma najlepszy czas, a usłyszawszy ode mnie wymijającą odpowiedź, że to się dopiero okaże, odrzekła z wyrzutem: "Przecież jesteś sędzią i jesteś moim tatą". I owszem, ale po dwóch przejazdach wśród purchawek najszybsi byli ci, którzy się zdecydowali na w pełni samodzielny rajd, bez pomocy "nieznowutakichdobrychjaksięokazujeduchówlasu", do końca nie zdecydowanych, czy dla większego bezpieczeństwa dohamowywać czy też popychać swoich podopiecznych czem prędzej ku mecie. Rewelacyjnym przy tym czasem popisał się pyrtek na mikrobeemiksie – Iwo Rowicki, który pomimo awarii łańcucha dopompował do mety jak stary pumptrackowy wymiatacz. Dla jasności dodam, że Iwo pochodzi z Częstochowy, gdzie deficyt gór zmusza do efektywnego wykorzystywania każdej nierówności. Z kolei maślaki okazały się kozakami, bo aż pięciu z nich załapałoby się na pudło w tej ostatniej kategorii. Co? Coś się nie zgadza? Nie ma tylu miejsc na podium? No dobrze, każdy z nich, w tym ośmioletni Igor iGEE z teamu Wypiór-tonów, objechał trzeciego z kolei kozaka, a dwóch: Krzysiek Kriss Kaczmarczyk i Filip Rowicki dołożyli nawet drugiemu - Jaśkowi Gołdzie. Tylko Tomek Bilski – nad wyraz wyrośnięty jak na trzynastolatka – obronił honor kozaków, aczkolwiek urwał raptem trzy sekundy o trzy lata młodszemu Krissowi. W każdym razie z generalki wychodziło, że w tym roku obrodziło grzybami, że aż szkoda siedzieć w domu. Każdego zatem prawdziwka nagrodzono Pucharem Skrzata, wypełnionym po menisk wypukły musującą ambrozją marki Piccolo, zaś najlepszych udekorowano wisiorami. Wszyscy też otrzymali certyfikat przekroczenia progu świata ekstremy i definitywnego porzucenia towarzystwa krasnali ogrodowych. Jak każda bajka ma morał, tak i ta prowadzić musi do pouczających wniosków. Rafał DAD Wypiór-ton
|