Przemuńcułowani jak trza

Powtórne odkrycie Muńcuła? Może za duże słowa, ale po kilku sezonach absencji (poprzednie wizyty 2001/2006) znalezlismy się na tej górze ponownie. I tym razem dla odmiany nie padało, nie wiało, ani nie było ciemno. Beda tacy, którym Muńcuł wyda się zbyt trywialny technicznie, zbyt gładki (jakże niebeskidzka cecha;), ale nam w ten mizernie zapowiadajacy się pogodowo dzień, trasa wystrzeliła perfekcyjnie. Podbudowujace może być to, że pierwszy raz od dawien dawna zastalismy szlak w lepszym stanie niż był kilka lat wstecz (i na co teraz będziem narzekali?).
Dodajmy od razu, że gdyby nie zluzowanie ze stanowiska jakowegos wójta, na Muńcule stałoby dzisiaj schronisko (szkielet był ponoć już nawet gotowy i stał na dole w Ujsołach). Slepym fartem wójt poszedł w tak zwane z góralska "pizdu", Muńcuł się ostał i tak jest zdecydowanie lepiej. No ale przejdzmy do konkretów, bo trasa choć nie oferowała niczego o stopniu trudnosci "five stars", to jednak 8km zjazdów, kilka razy ponad 5 paczek na budziku, zmielone dwa ciekawe odcinki podjazdu z Kotarza (wg bazy podjazdów pierwszy 29% nachylenia, drugi 30%), stworzyły całkiem przyjemna pętlę. A do tego doszły tzw. okolicznosci - szary i dosc ponury klimat, w którym Muńcołowi i Rycerzowej było wybitnie do twarzy.
Dajcie obrazki
|