Złoto dla zuchwałych

Dzień powoli gasnie. Okolice 15 to w listopadzie wieczorowa pora. Wdychamy zachłannie panoramy wydłużajac ostanie momenty postoju na górze. Wierzchołkiem M.Rycerzowej szarpie coraz mocniejszy wiatr, widzialnosc siegajaca kilka godzin wczesniej gorczańskich grzbietów (Lubań? 80-90km), zaczyna drastycznie spadać. Z nieboskłonu znikaja powoli osnieżone grzbiety Niżnich Tatr, Wielkiej Fatry. Szumi i swiszcze.
Odpalamy hala w dół, pięć paczek i więcej nie da rady - wiatr tworzy niewidzialna scianę, ale i tak ten moment całkowitego odpuszczenia klam jest małym zjazdowym katharsis. Sekcja lesna to chwile dynamicznych trawersów (FOTO), momenty wklejania się w wilgotne korzenie z pospieszna modlitwa do greckiej Bogini Trakcji (FOTO). Końcówkę Junior wyprowadza w dziki teren, dzięki czemu udaje się ominac pohlastany zwózka szlak i lawirujac improwizowanymi sciezkami poginamy w dół. Jak mawiał Kazik-Cienias, któremu cała Polska szukała pracy: "Jes, jes, jes!"
...kilka godzin wczesniej nie uwierzyłbym, że ta trasa może się udać. Prognozy były podłe. Miało lać, srać, -ać i Bóg wie co jeszcze. W zasadzie tylko upór Juniora i jego pełna olewka dla dokonań naukowych IMGiW pozwoliły nam zażyć na koniec sezonu mountain bikowych witamin Worka Raczańskiego ;) I ma u mnie za to sisiostara. WoR jak zwykle nie zawiódł. To była trzecia wizyta w tym sezonie i trzecia trasa z najwyższej beskidzkiej półki - czyt. bez młócki po luznych kamiolcach, których po kilku tysiacach km w tym sezonie mam już powyżej dziurek i dużo płynnej jazdy. A klima wybitnie listopadowa, surowa, górska...
Parametry trasy
Dosc wasc paplania, dajcie zdjęcia
|